Pod tym abstrakcyjnym pojęciem kryje się po prostu zrozumienie: co czuję w związku z sytuacją, która się wydarza. Wydarzenia, które nas spotykają mają na nas wpływ. Mogą nas smucić, złościć, zawstydzać, możemy się bać, możemy się cieszyć, brzydzić…
Tak jesteśmy skonstruowani jako ludzie.
W swojej historii jednak wielu z nas ma doświadczenia (najczęściej długie okresy) w których lepiej było nie czuć. Albo konkretnego uczucia albo w ogóle nie przeżywać emocjonalnie sytuacji. Być może w naszym domu smutek był źle widziany, być może nie można było się złościć, być może kiedy się cieszyliśmy to czuliśmy się nieswojo przy depresyjnym rodzicu, być może czuliśmy się winni z niewytłumaczalnego powodu i radość była niewskazana, a może trzeba było sobie radzić i nie było miejsca na strach.
W jaki sposób nie czujemy?
Takie doświadczenia sprawią, że nauczyliśmy się coś robić z uczuciami, aby ich nie przeżywać.
Na przykład:
-Wypierać (w ogóle nie być ich świadomym)
-Tłumić (zacisnąć je w sobie, żeby się nie wydostało na zewnątrz)
-Zaprzeczać (nie dopuszczać możliwości, że mógłbym to czuć)
-Projektować (to ktoś obok mnie ma takie uczucia, nie ja)
Natomiast to, że z np. zaprzeczamy czy wypieramy uczucie to nie znaczy, że ono nie ma na nas wpływu. Przeciwnie!
Im bardziej nieświadome są nasze uczucia, tym bardziej kierują one naszym życiem.
Dla przykładu: Jeśli jestem na kogoś wściekły, lecz zaprzeczam mówiąc, że nic takiego nie ma miejsca. Złość będzie wpływała na to jak się zachowuję wobec tej osoby – utrudnię jej życie przy pierwszej okazji (przypadkiem!) lub przeciwnie – będę super-miły i układny (żeby nikt, łącznie ze mną nie zobaczył jak bardzo chcę udusić tą osobę!).
Dzięki ćwiczeniom przez ciało czasami możemy się zatrzymać i zauważyć co się w nas dzieje, nazwać. Jestem smutny. Jestem wściekły. Boję się. Jestem podekscytowany! Cieszę się!
Już samo nazwanie co się z nami dzieje odrobinę OBNIŻA NAPIĘCIE. Czasami to wystarcza, żeby poczuć się lepiej. Jest to też wstęp do wyrażenia swoich uczuć (często da to dalsze obniżenie napięcia).
W ćwiczeniach lowenowskich poprzez ruch, dźwięk, słowa pozwalamy sobie wielokrotnie przeżywać uczucia, robimy na nie miejsce. Czasami ruch, słowa czy pozycja, w której jesteśmy rezonują z uczuciem, które w nas czekało na dobry moment, aby się pokazać… ale ten moment nigdy nie następował.
Lepszy dostęp do uczuć znaczy więc, że możemy być bardziej świadomi co czujemy i przez to być mniej sterowani przez nieświadome emocje, a jednocześnie życie może być bardziej soczyste dla tych, u których uczucia są jakby za szybą.
Pomieszczanie uczuć
Dzięki ćwiczeniom zyskujemy lepszy kontakt z własnym ciałem (a więc ze sobą).
Zyskując lepszy kontakt ze swoim ciałem pojawia się więcej „miejsca” na uczucia w nas.
To znaczy na przykład, że ktoś, kto często wybucha gniewem będzie w stanie dłużej „wytrzymać” gniew zanim wybuchnie. Tak jakby większa ilość złości mogła się w nim zmieścić zanim wyleje się na zewnątrz.
Być może z czasem wybuch nie będzie potrzebny.
Innym przykładem może być strach – „kiedyś musiałem zaprzeczyć zawsze, kiedy wychodziło, że się bałem. Teraz jestem w stanie przyznać przed sobą, że czasami się boję” – czyli mogę „wpuścić trochę tego strachu bez lęku, że zaleje mnie całego”.
Zatem im więcej uczuć jesteśmy w stanie pomieścić, tym mniejsza potrzeba:
-odreagowania ich (wybuch złości, upicie się, zemsta, kompulsywne działanie) lub
-odcięcia tych uczuć, np. przez zaprzeczenie (wcale tego nie czuję!) czy izolację uczuć (nic nie czuję, pustka).
I tu pomaga zasób jakim jest ciało. Zyskując z nim lepszy kontakt, rozluźniając napięcia uwalniamy jakby więcej miejsca w sobie. To częste uczucie po sesji w trakcie cyklu ćwiczeń – że jest we mnie więcej przestrzeni. Na oddech, na uczucia, na mnie.